czwartek, 10 maja 2012

Początki ćpania miłości.


Cześć, tu znowu Marysia. Strasznie źle się czułam, więc postanowiłam położyć się nieco wcześniej. Moje postanowienie zostało zerwane, przez deszcz, który odbijał się niczym piłeczki o brązowy parapet. Cicho westchnęłam, udając się do łazienki, gdzie spędziłam mniej więcej godzinę. Zarzuciłam na siebie legginsy, oraz luźną, biało-czarną tunikę. Wrzucając do torby najpotrzebniejsze rzeczy, wkładając do uszu słuchawki, do których zapuściłam bit pezeta. Wyszłam z domu, głęboko zaciągając się powietrzem, które mieszało się z deszczem. Mimo pogody, ilość ludzi na ulicach była dość duża. Dzieci bawiące się w kałuży, lub przeskakujące je, rodzice, zaprowadzający swoje dzieci do domu, i wiele innych sytuacji do jakich śpieszyli się owi mieszkańcy. Po piętnastu minutach, stałam już pod salą, gdzie wszyscy inni już czekali. Szybko pobiegłam się przebrać, po czym zaczęliśmy treningi. Dałam z siebie wszystko, tańczyłam sercem, oraz wszystkimi uczuciami jakie towarzyszyły mi ostatnimi czasy-pustka. Właśnie wróciłam do domu, lecz nie jest lepiej, bo czuję strach, który mnie paraliżuję. Strach, który jest wywołany jego nieobecnością. Nie tą cielesną, do tej powoli się przyzwyczajam, lecz tą duchową. Mam nadzieję, że niedługo się zjawi i swoim chłodem czule mnie obejmie. Żeby zająć myśli i zagłuszyć skołatane serce postanowiłam wrócić do tego dnia, dnia, który zapoczątkował nową mnie. Mieszkam z wujkiem, tatą oraz ich rodzicami.  Moja mama nie żyje. Kiedy jej kierowca pod wpływem zmęczenia, stracił równowagę nad kierownicą, i spowodował poważny wypadek, wraz z nim zginęła na miejscu, a razem z nimi moje dzieciństwo także. Ojciec po śmierci mamy nigdy się już nie związał z nikim, i popadł w pracoholizm.Wszystko się zmieniło, ja się zmieniłam. Zamknęłam się w sobie pełna bólu i pytań na które nikt nie znał odpowiedzi. Zaczęłam myśleć o innych, którzy cierpią też z nie swojej winy. Postanowiłam pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Wyciągać z problemów ludzi, którzy nie zasługiwali na ten ból, jakim jest cierpienie. Jednocześnie pomagało to również mi. Otwierałam się przed obcymi ludźmi, a ich uśmiech po skończonej rozmowie dodawał mi sił i motywował do dalszego działania. Tak też było tamtego wieczoru kiedy poznałam Michała. Kiedy ostro zmęczona wróciłam po treningu do domu, przyuważyłam trzy radiowozy, do których pakowali jakiś typków. Widząc wujka, bez chwili zastanowienia podeszłam bliżej, pytając o co chodzi. Wtedy w pierwszy chwili, rzucił mi się w oczy pewien chłopak, który najbardziej pyskował policjantom. Onieśmielił mnie swoim wyglądem. Niebieski full cap podkreślający ciemny kolor oczu, biała koszulka, która uwydatniała jego wysportowaną sylwetkę i ten Jego arogancki uśmiech, który przyprawiał mnie o ciarki. Jednak, gdy zatapiałam się w Jego czekoladowych oczach dostrzegłam w nich małego chłopca, który chce tylko, aby mu pomóc, bo nie chce dłużej widzieć tego piekła. Od razu podbiegłam do wujka i wykorzystałam to, iż mój opiekun traktował mnie jak oczko w głowie. Pomimo ogromnej złości zgodził się, aby nie wnosić oskarżenia przeciwko temu cholernie tajemniczemu chłopakowi i jego kumplom. Od śmierci mamy  nie czułam tak ogromnej radości, pomoc innym była satysfakcjonująca, ale z Nim było inaczej. W końcu mój świat nabrał kolorów, poczułam ogromną więź z tym typem. Musiałam go poznać, musiałam spędzać z nim czas, był jedyną myślą w mojej głowie od tamtego wieczoru. Postanowiłam udać się na Jego blokowiska. Niezbyt lubiłam tamtędy przechodzić, a tym bardziej sama. Bałam się, że jakiś pijany typ zrobi mi krzywdę, a ja będę bezradna. Jednak pragnienie choć jednej rozmowy z Nim było silniejsze.  Początkowo strasznie mnie zlewał, jednak po dłuższej rozmowie, było inaczej. Poczułam, że On, tak właśnie On, chce tak bardzo jak ja się poznać. Spotkaliśmy się jeszcze tego samego wieczoru, w parku niedaleko mojego domu. Przegadaliśmy całą noc, i nawet nie zauważyliśmy kiedy wstało Słońce. Poznawałam Jego cudowne wnętrze i zawsze zostawiał na koniec tą chęć, aby dalej wgłębiać się w Jego osobowość.
Czuję Go, przyszedł, pewnie wyczuł moje łzy, które moczą w szybkim tempie zaciśniętą z bólu poduszkę. Potrzebuję tej znikomej dawki ciepła, dzięki której jeszcze żyję, a którą mi daje mimo, że jest tam daleko. Gdzieś skąd już nigdy nie wróci. Dobrze, kończę, moje serce potrzebuję lekarstwa. Cześć.



S&M

3 komentarze: