piątek, 20 lipca 2012

wstań, i nadal żyj.

Widziałam już umarłego człowieka, który wstaje i jest żywym nadal.
Podnosi powieki, i chłód jego ciała znika, bo gorące, rozgrzane z miłości, niemożliwie rozpalone serce bije dla innych.
Niemożliwością stał się fakt odejścia
osoby, która wypełniła całym sobą Twoje wnętrze.
Osoby, która z niewiarygodnym impetem wdarła się do Twojego mózgu, serca, żołądka, nawet jelit, rozdzierając wszystkie te organy, pragnieniem bycia w każdym zakątku Ciebie.
A Ty nadal jesteś ze mną, bo kiedy wieczorem przymknę oczy, czuję Twoją obecność przy mnie, czuję Twój dotyk, i chyba co wieczór całujesz mnie, aby mój sen, był najspokojniejszym na świecie, bo każdego poranka czuję na sobie świeży pocałunek, oraz obecność martwej niestety materii Twojego ciała.
Czuję zapach Twoich perfum, ich woń roznosi się po całym pokoju przywołując masę wspomnień,
dobrych momentów,
przepięknych chwil,
najwspanialszych zdarzeń,
wygłupów,
scen niepohamowanej miłości,
nieziemskiego, gorącego uczucia.
Siadam znów na skraju łóżka i czuje, że łóżko jest zbyt duże, za duże dla mojego drobnego ciała, które czuje tylko powiew Twojej duszy przy sobie.
Duszy której nie okryjesz wzrokiem, nie przytulisz. Duszy którą spotkasz tylko w snach.
I to nie tylko w tych najpiękniejszych.
Dni wypełnione łzami, dni, kiedy doprowadzałeś do samoczynnej śmierci mojego wnętrza.
Również dni szczęścia, wypełnione miłością, bo przecież, to te górowały w naszych relacjach.
Każdy dzień, od dnia naszego spotkania przewija się w mojej pamięci, jak klatki w starym aparacie.
Twój wzrok co noc wita mnie, gdy moje powieki opadają.
Najpiękniejsze tęczówki na świecie, stają się być jeszcze piękniejsze, kiedy widzi się je tylko raz na jakiś czas, tylko w chwilach tęsknoty, gdy Twoje delikatne oczy ronią łzy, bo świat nie dał Ci możliwości bycia blisko tych piorunujących źrenic.
Ściskam znów, nogawki spodni mojej piżamy, ukochanych, najpiękniejszych, najlepszego prezentu jaki kiedykolwiek dostałam, płaczę, a moje łzy tworzą moją twarz  mokrą, czuję, jak więdnie ona, bezlitośnie, jakby czas leciał z zawrotną prędkością, jakbym zbliżała się do starczego wieku, jakbym niedługo miała dołączyć do Ciebie, 
i modle się
i proszę Boga, 
aby zaprowadził mnie w to samo miejsce w którym umieścił Twoją duszę.
Czuję na sobie ślad Twojego dotyku, w każdym miejscy na którym spoczęły Twoje ręce, i palą mnie blizny jak po ukłuciach igły.