środa, 16 maja 2012

Na zawsze.

Z mojej twarzy już na dobre zniknął szczery uśmiech, a w oczach nie można dostrzec już tego blasku, który widniał, kiedy byłam przy Tobie. Iskra mojego optymizmu opadła do zera. Dlaczego akurat Ty? Dlaczego mi go odebraliście?! Nienawidzę was, każdego z osobna. Mojego świata już nie ma, zniknął, wraz z Twoim ostatnim oddechem, oraz ostatnim zabiciem serca. Twoja śmierć, zabiła we mnie wszystko - zabiła i mnie. Jednakże nasza miłość przetrwa wieki - tego jestem pewna. Nigdy już w moim sercu nie zagrzeje miejsce żaden inny mężczyzna, nie dotnie, nie pocałuje. Zabraniam dopuszczania kogokolwiek do mojej osoby. Każdy milimetr mojego ciała należy do niego, zarówno jak i serce. Nasuwają mi się setki pytań, na które za każdym razem uzyskuję brak odzewu. Jak się tam czujesz, czy jest Ci lepiej, znalazłeś miejsce w którym zagrzewasz swoje zimne ciało? Tęsknię, ból przeszywa moje ciało w każdy możliwy sposób. Zasypiam, rozbudzając się krzyczę i błagam o Twój powrót, ciekła, słona substancja w postaci łez zlewa się po moich policzkach, uderzając o dłonie. Wstaję, podchodząc do okna, nie ma Cię, jest zimno, Twoje rozpalone ciało już mnie nie otula. Gdzie jesteś kochanie? Wróć do mnie, nie mam siły na kolejne zmaganie się z Twoją nieobecnością. Chcę mieć Cię przy sobie jak tamtego czasu, już na zawsze. Miały być inaczej, pamiętasz? Mieliśmy realizować nasze wspólne marzenia małymi krokami, tamten dzień miał być początkiem mego całowiecznego szczęścia. Jest inaczej. Nie czuję już nic, nie chcę niczego. Chcę Ciebie, lecz to już nierealne. Kiedyś się spotkamy, znowu. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby żadna siła nas nie rozdzieliła. Pamiętam ten dzień. Dzień, w którym wszystko się zaczęło, cały ten nieporządek, jaki towarzyszył nam do końca. Twój ból, mój krzyk. Nie chciałeś, abym się martwiła, mówiłeś że nie mam do tego podstaw. Jednak ja byłam wręcz przekonana, że coś złego dzieje się z Twoim zdrowiem. W końcu udało mi się namówić Cię na wizytę u lekarza, opierałeś się, jednakże nie dałam za wygraną. Aż w końcu udało mi się. Cieszyłam się, równocześnie strasznie boją o to, co powie lekarz. Stawiliśmy się na umówiony dzień, zdenerwowani czekaliśmy, co chwila zerkają na zegarek. " Spokojnie, nic mi nie jest " - szepnąłeś mi do ucha, czule całując moje usta. Nasz pocałunek jednak przerwała pielęgniarka, która wywołała Twoje nazwisko, niebawem miało być nasze. Miało. Opierałeś się przy tym, aby wejść sam - dałam Ci za wygraną. Czekałam dość długo, nerwowo przybierając coraz to inne pozycje. Spacerowałam, siedziałam, ściskałam pięści ze zdenerwowania. Po jakimś czasie wyszedłeś, na Twojej twarzy wypisany był smutek, który udzielił się od razu mi. Jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Mocno Cię przytuliłam, dopytując się wszystkiego po kolei. Nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam. Zapierałam się, iż będzie inaczej, wykrzykiwałam, że sobie poradzimy, wygramy z chorobą - to jednak było na nic. Mimo tego, jak wiele serca oboje włożyliśmy w pielęgnowanie Twoje zdrowia, Ciebie tutaj nie ma. Lekarze zrobili wszystko co w ich mocy, tak przynajmniej twierdzili. Gówno prawda, jedna wielka ściema, nic nie zrobili. Czekali z założonymi rękoma na cud. Pieprzony szpital, pieprzenie lekarze. Pieprzony świat, który zabrał mi Cię na zawsze. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę - krzyczałam. Moją twarz otula chłodny powiew wiatru, wierzę z całych sił, że to on. Mój ukochany wyczuwa mój ból, nasz ból. Wiem, że nie możesz nic zrobić, jesteśmy oboje bezsilni. Chciałabym do Ciebie dołączyć, wtulić się w Twoje silne ramiona i zostać w nich już na zawsze. Ale jeszcze nie teraz. Pozostawiłabym wiele osób, które czułyby to samo po mojej śmierci. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę pozwolić na to, aby nasza toksyczność dwóch światów zraniła kogoś jeszcze. Przepraszam. Czuję się strasznie zmęczona, mam nadzieję, że kiedy zamknę oczy, zobaczę w swoim śnie Ciebie, beztrosko spojrzysz w moje oczy, mówiąc jak bardzo mnie kochasz. Ja Ciebie też, już na zawsze, Kochanie.

3 komentarze: